Właściwie dzisiejszy post, powinien ukazać się w październiku. Ale mi wyszedł dzisiaj, więc nie będę czekać prawie rok z jego publikacją :)
Każdy z nas miał nauczycieli, którzy zapisali się w naszej pamięci. Zapisali się, bo byli "jacyś". Tacy bezbarwni, nijacy...przepadli w czeluściach naszych zwojów mózgowych ;)
W swojej szkolnej "karierze" miałam kilku, których wspominam z różnych powodów..... jedni byli po prostu dobrymi fachowcami...inni zaleźli za skórę :)
Moją pierwszą nauczycielką była Pani Irenka. Była cudowną nauczycielką, matkowała swoim maluchom. Była ciepłą osobą, nigdy nie krzyczała na nas. A była rzecz, której strasznie się bałam idąc do I klasy...starsze koleżanki opowiadały o nauczycielkach, które "za karę" waliły linijką po łapach. Ta, nigdy nie stosowała takich metod.
Kilka lat później moją wychowawczynią, była nauczycielka matematyki. Należała do pedagogów, którzy nie cofali się przed użyciem "ciężkich", nawet bardzo brzydkich słów. Wyzywała nas od matołów, osłów, tępaków.....( co się dziwić, gdy trafiały się gwiazdy, które w 7 klasie, nie umiały tabliczki mnożenia !?!?!?!?) Pomimo tego, wszyscy uważaliśmy ją za super pedagoga, bo potrafiła zmobilizować nas do pracy, była dowcipna i mimo wszystko wyrozumiała :) To była kobieta...."do tańca i do różańca".... było wiadomo, że można do niej pójść z każdym problemem.
Z czasów "podstawówki" wspominam jeszcze nauczycielkę chemii. Była to kobieta, której wygląd przyprawiał o palpitacje serca, a kiedy się odezwała, dusza lądowała na ramieniu. Pani była działaczką harcerską, dosyć wysoko "ustawioną" w hierarchii. Wydawałoby się, że z tej racji, powinna mieć "podejście" do młodzieży......gdzie tam, na jej lekcjach panowała cisza "jak makiem zasiał", traktowała uczniów, jak zło konieczne...brrrrrr.
Z czasów liceum, wspominam trzy nauczycielki.
"Fizyczka", zawsze wyczesana....a miała włosy piękne ! Fizyki nie umiała wytłumaczyć, ale o swoich kłopotach z mężem i dziećmi mogła rozprawiać godzinami. Wyżalała się na niewierność małżonka ( nauczyciel w-f), narzekała na swoje nieznośne dzieci. Można powiedzieć, że dawała nam lekcje życia ;)
"Historyczka", rozedrgana, wiecznie zdenerwowana.....W ciągu 45 minut, można było u niej "zdobyć" 3 "fleki" (dwóje). Odpytywała na korytarzu, przed wejściem do klasy. W ciągu 1 godziny lekcyjnej potrafiła kilka razy przechodzić od histerycznego śmiechu, do łez (?). Po latach dowiedziałam się, że miała poważne problemy rodzinne.
W czasie swojej edukacji, nie miałam szczęścia do "chemiczek". W liceum trafiłam na dziwną nauczycielkę....miała przezwisko "Kroma"...nie pamiętam skąd się wzięło. Chemia z nią , to była udręka. Jeśli uczeń, wezwany do odpowiedzi, odpowiedział prawidłowo ( a nawet śpiewająco) nie otrzymywał oceny.." co mi tu podtykasz ten dzienniczek, dzisiaj ocen nie stawiam" . Ale jeśli odpowiedź wypadła źle, żądała dzienniczka.
Miałam też super nauczycielkę, która wykładała ekonomię. Była świetną osobą, ekonomia wchodziła nam do głowy...jak po maśle ;)
I wspominam także nauczyciela plastyki (rysunków) z liceum. Uczył mnie plastyki jeden rok. Był to absolwent ASP w Krakowie. Myślę, że ten rok w liceum, traktował jak zsyłkę, bo na 30 osób, niewiele przejawiało jakiekolwiek talenty plastyczne. Kiedy odchodził, cała klasa odetchnęła, bo był bardzo wymagający...a ja bardzo żałowałam.
Minęło wiele lat, moja córka dostała się do Liceum Plastycznego...i tam jednym z wykładowców, był "mój" nauczyciel plastyki :) Nadal wymagający i jak mówiła młodzież..."upierdliwy"....
Teraz, z perspektywy czasu, wspominam te szkolne lata z wielkim sentymentem :)
Beata
To miałaś niezłych oryginałów ;)
OdpowiedzUsuńW sumie szkoda, że nie ma wiarygodnych testów psychologicznych dla osób chcących podjąć pracę w szkole, czy przedszkolu. Niestety.
Wiem ,co piszę.
Trochę tych oryginałów mi się przewinęło, bo i szkół kilka zaliczyłam, bo się likwidowały i lądowałam w innej :)
UsuńTesty,....to byłoby niezłe....
Nooo, ale by się działo , ha, ha :)))
UsuńHa! testy psychologiczne na rodziców - to dopiero byłoby coś;)
OdpowiedzUsuńKretko, to jest diabelski pomysł, bo pewnie niewielu rodziców zdałoby takowy.......chociaż Polak potrafi (!), znaleźliby "obejście" ;)
UsuńJ nie miałam szczęścia do tych od matematyki, dlatego jestem matematyczny osioł. W liceum parę oryginałów było i a facet od WF, bardzo przystojny. Najgorszy był od historii, choć uczył znakomicie, ale miał brzydką przypadłość fuj.... pluł w chusteczkę, a potem do niej zaglądał. Ble, ble, ble.
UsuńPrzypomniałaś mi o matematyku, który wywoływał do odpowiedzi poprzez rzucanie kredą w delikwenta !
UsuńU mnie to ksiądz rzucał kredą, albo pękiem kluczy, jak ktoś przeszkadzał :))) Religia - na salkach, oczywiście, nie w szkole ;)
UsuńTesty na rodziców - to byłoby coś ;) :)))
Nauczyciele, faktycznie jednych się pamięta innych nie...generalnie ja zawsze miałam problem z nauczycielami od historii, noc wcześniej już spać nie mogłam jak na drugi dzień miała być ta lekcja brrrrr. Najmilej wspominam matematyków i z podstawówki i liceum i studiów to mój ukochany przedmiot był i właściwie ze szkoły tylko pamiętam, że same zadania rozwiązywałam:D nawet w wakacje:D
OdpowiedzUsuńPomimo dziwacznej "historyczki" w liceum, uwielbiałam historię :)...najgorzej wspominam wszystkie "chemiczki" ;)
UsuńCiekawa jestem co byś o mnie napisała gdybyś zasiadła u mnie na matmie:-)))) właśnie poprawiam klasówki!
OdpowiedzUsuńZdaje mi się, że wspominałabym Ciebie mile :)
UsuńJa najmilej wspominam tych wymagających ale i sprawiedliwych nauczycieli. Niewielu ich było, niestety...
OdpowiedzUsuńTo prawda, takich nauczycieli, to szukać ze świecą.....
Usuń