Spodobała Ci się któraś z moich toreb?
Chciałabyś mieć torbę wyjątkową, niebanalną ?
Napisz :catinabagg@gmail.com
Kto pyta, nie błądzi :)

poniedziałek, 30 września 2013

........weź na kolana kota :)

Tabun kotów w moim domu zagościł ;)
Kotki radosne, kolorowe....każdy z innym charakterem.
Niewielkie koteczki, każdy ok. 18-20 cm wzrostu.
Lubią przesiadywać na półkach, świetnie dogadują się z dziećmi. Niewiele, właściwie wcale nie jedzą, nie piją..nawet kuweta nie jest potrzebna ;) Nie lubią zabawy z piłką, myszka też ich nie interesuje,bieganie za sznureczkiem zupełnie odpada, bo to leniuchy nagminne...jak sobie znajdą miejsce w domu, to nawet kijem nie przegonisz ;)
Nocami nie szaleją po mieszkaniu, nie psocą, nie zrzucają pamiątkowych bibelotów, nie podgryzają kwiatów. Szynkę na stole można zostawić, bo dla nich to żaden rarytas :)
Najlepiej czują się na półce, bardzo dobrze tolerują obecność innych współtowarzyszy. Świetnie odnajdują się w sąsiedztwie książek...możliwe, że nocami coś podczytują, ale rano zawsze zostawiają porządek....takie dobrze wychowane maluchy, no i oczytane ;) Czasami lubią się przytulić, mruczą wtedy cichutko, ukoją płacz a nawet skołatane nerwy :)
Niezłe z nich modele, pozują grzecznie, bez fochów :)




zaklepany ;)









Koteczki szukają domu, jeśli masz pomysł na nowy dom dla któregoś malucha napisz, świetnie znoszą podróż w tekturowym pudełku i nie straszne im niewygody w transporcie pocztowym ;)
Beata

piątek, 27 września 2013

Niespodzianka

 Dzisiaj dotarła do mnie niespodzianka od Basi Wójcik :)
Brałam udział w Candy " Z fotografią w tle". Wygraną było zdjęcie, które można było wybrać spośród prac jej syna Konrada Wójcika
Co prawda, na "pudło" nie załapałam się, ale Basia obdarowała mnie nagrodą pocieszenia :)
Otrzymałam zdjęcie formatu A-4...PIĘKNE!!!!!
Chcąc się Wam pochwalić musiałam zrobić zdjęcie, zdjęcia !!!! Wiem, wiem, to profanacja jest, ale jak inaczej pokazać światu swoją nagrodę ?
Mam nadzieję, że syn Basi wybaczy mi, moją niezdarność i nieudolność :)
Zdjęcie podoba mi się ogromnie. Zawiśnie w moim domu... jak tylko znajdę godną dla niego oprawę :)
 Zaglądajcie do Basi , znajdziecie tam piękne obrazy i równie piękne wiersze...
Basiu, jeszcze raz dziękuję :)
Beata

czwartek, 26 września 2013

Jesienne ble, ble.....

Jesień, to czas na porządki ogródkowe.
W tym roku, tym bardziej konieczne, że musiałam przestawiać płot, więc przenosiłam, przesadzałam i przekopywałam....
Ale największym wyzwaniem było dla mnie przesadzenie roślin, które od 5 lat rosły sobie wokół tarasu.
 Pięć lat temu, to były malutkie krzewinki, które ledwo sięgały poziomu tarasu. Pomysł na takie rozwiązanie wykluł się z powodu mego lenistwa. Wcześniej. miałam w tym miejscu irysy i mieczyki. Taras wymagał wiecznego zainteresowania, a w momencie przekwitu kwiatów, wyglądał dosyć obskurnie. Stąd pomysł na rośliny, które nie wymagają tak dużej pielęgnacji i o każdej porze roku wyglądają ładnie :)
I wszystko fajnie, tyle tylko, że krzewinki z każdym rokiem zmieniały się w krzewy,pomimo corocznego, drastycznego nawet przycinania. A wiadomo, że jak rośnie nad powierzchnią , to i rozrasta się pod ziemią. Korzenie rozrastały się i zaczęłam mieć obawy, że "zrujnują"  mi taras.
Zapadła decyzja, że trzeba wykopać..ale przecież szkoda wywalić. No i zaczęła się benedyktyńska wręcz praca. Bo żeby mieć chociaż cień nadziei, że po przesadzeniu,przyjmą się w nowym miejscu, należało z pietyzmem wydobyć ich korzenie.
Każdy krzaczek "wydobywałam" za pomocą tych narzędzi:
Maleńka łopatka i ręce "obute" w rękawice.
Wokół tarasu rosło 20 "krzaczków". Wydobywanie jednego, to około 1.5 godziny pracy.
 Ogołocenie całego tarasu, zajęło mi kilka dni, bo oczywiście aura nie każdego dnia była dla mnie łaskawa. I w ten sposób powstał taki oto, ozdobny "klombik"
Liczę na to, że wszystkie przetrwają i zaaklimatyzują się w nowym miejscu :)
A taras obecnie wygląda tak
Chwilowo ozdobiłam go kwieciem zdjętym z parapetów.
Na wiosnę czeka mnie decyzja,,, co dalej z tym tarasem?
I jeszcze zdjęcie owocującej konwalii
Widać, że szykuje się do sny zimowego ;(
A to zdjęcie krokusów, to znaczy mają to być krokusy kwitnące w październiku...zobaczymy czy im się uda
Zdjęcia pochodzą z kilku ostatnich dni...bo dzisiaj u mnie leje i grzmi !?!?!?!?
Beata

wtorek, 24 września 2013

...na straganie....łyżka dziegciu...

Jesień objawiła dzisiaj swoje łagodne oblicze. Chyba czary czynione na balu u Olgi przyniosły skutek ;). Jeszcze wczoraj aura była mało zachęcająca do wyjścia z domu...a dzisiaj, cudnie jest. Jesień strojna w czerwono-brązowe suknie, przetykane złotą nicią mruga do nas, uśmiecha się najpiękniej, jak tylko ona potrafi.
Od samego rana, rower wołał ze swojego kątka..."ja chcę rozprostować szprychy!" ;). Nie mogłam pozostać głucha na takie dictum. Wsiadłam na swoją strzałę i w drogę!
Pobliski jarmark rozkwitł wrzosami. Mienią się kolorami, od ciemnego bordo, poprzez wszystkie odcienie fioletu, po niemal białe kwiatuszki. Pomiędzy nimi błyskają kapelusze maślaków, podgrzybków, rydzów......  kanie "świecą", jak księżyce w pełni :)
Stragany uginają się pod ciężarem kabaczków, cukinii, bakłażanów. Ale królują dynie, wielkie, ogromne, rozłożyste...wabią i flirtują z przechodniami.
Całości dopełniają rumiane jabłka wołające ..."kup mnie"..."skosztuj mojej słodyczy".
Pomidory konkurują między sobą, który ładniejszy, który okrąglejszy, który bardziej opalony przez słońce :)
Przechadzałam się pomiędzy tym bogactwem jesieni, oczarowana wielością kolorów. Oszołomiona zapachem grzybów i kiszonej kapusty, zerkającej z ogromnych beczek.
I w tym, niemal euforycznym stanie, zatrzymałam się zdumiona.
Wśród tłumu przewijającego się między straganami, dostrzegłam znajomego, sprzed wielu, wielu lat.... Znałam go jako człowieka pełnego energii, wesołego, pełnego pomysłów, pozytywnie nastawionego do świata. Był dla mnie osobą silną i nie mam tu na myśli siły fizycznej ( chociaż pewnie i tej mu nie brakowało). Co jakiś czas słyszałam, że nie wiedzie mu się najlepiej, że dopadły go kłopoty z pracą, ale zawsze ilekroć to słyszałam, myślałam..."on sobie poradzi, bo kto, jak nie on?" Aż zaczęły do mnie docierać informacje, że popija, że nałóg zupełnie zawładną nim. I dzisiaj zobaczyłam człowieka zniszczonego , wycofanego, z takim "tępym" wyrazem na twarzy. I wiecie, z ulgą przyjęłam fakt, że minął mnie jak obcą osobę. Sama nie miałam odwagi zaczepić go, spytać ..." co u Ciebie?" Bo co mogłam od niego usłyszeć?...że jest mu super, że ekstra i wszystko ok...a przecież wiem, że tak nie jest. Po prostu nie umiałabym mu spojrzeć w twarz, przyjąć bez mrugnięcia okiem jego kłamstw...ale też nie potrafiłabym go wesprzeć, w jakikolwiek sposób pomóc. Stchórzyłam, wiem to...i wcale dobrze się z tym nie czuję.
Nagle ta piękna jesień, straciła na swojej urodzie.
Beata

niedziela, 22 września 2013

Bal

Idę na bal :)))) na cześć nadchodzącej jesieni.
O balu pięknie pisze Olga .
Jesień, to dosyć chimeryczna Pani, więc tak myślę, że jeśli ją powitamy godnie i radośnie, to odwdzięczy się swym pogodnym, złotym obliczem ustrojonym w woalkę z babiego lata.
Bal zapowiada się pięknie...cudowne towarzystwo, pięknie ozdobiona sala....aaaaaaaa bo jeszcze nie napisałam, że odbędzie się on w gospodzie Pani Hanny "Pod złotym liściem". Nie będę pisać o przygotowaniach do tego balu, bo oczywiście najpiękniej napisała o tym Olga , pozwoliła nam poznać niektórych gości...u niej najlepiej poczujecie klimat gospody i miasteczka, w którym się ona mieści.
Bal, wymaga odpowiedniego stroju...a bal na powitanie Jesieni tym bardziej zobowiązuje. Bo jako się rzekło, Pani to chimeryczna, trzeba uważać żeby jej nie rozgniewać.
Postanowiłam, że ubiorę się w białą, płócienną suknię (takie wspomnienie lata)..przed chłodem okryję się ciepłym wełnianym szalem. Mam nawet kapelusz, który, tak myślę, idealnie pasuje.
Ale każdy strój wymaga dodatków, które uzupełnią, dopełnią całość.
Takim dodatkiem na pewno jest torba. My kobiety musimy mieć gdzie schować puder, pomadkę (czasami trzeba sobie odrobinę poprawić urodę ;)).....Bal jesienny, to i torba w tym klimacie byłaby najlepsza :)
Pomysł na torbę jesienną chodził za mną od dawna, zresztą zapowiadałam wcześniej, że się wykluwa, że się tworzy......i bal, stał się pretekstem, żeby poważnie zabrać się do pracy.
I teraz zaprezentuję Wam moją stylizację na ten bal. To będzie moja pierwsza i ostatnia zarazem, bo  żadna ze mnie stylistka i nie mam zamiaru pretendować do tego miana.
Ale ten jeden raz sobie pozwolę ;)
 Mam kłopot z butami, ale jak przeczytałam, nie ja jedna...pewnie na bosaka wystąpię .....
Za modelkę robi Zośka, ma nienaganną figurę i myślę, że nie obrazi Waszego poczucia estetyki :)
Jesienna torebka, nieduża, ale wystarczająca, żeby zmieścić najważniejsze kobiece akcesoria, niezbędne na balu :)


Słów kilka o podszewce. Użyłam do jej uszycia materiału, który dostałam od Agnieszki L Według mnie, idealnie wpisuje się w klimat jesieni :) a także w klimat opowieści, którą tak pięknie snuje Olga.
Pokażmy jesieni radosne oblicza, to może i ona odwzajemni nam tym samym?
Beata

sobota, 21 września 2013

...a w tramwaju....

Jechałam tramwajem......No wiem, to nie Boeing, ani F-16.Porsche tyż, to nie jest. Nie ma się czym chwalić, chociaż jazda środkami komunikacji miejskiej, potrafi być hardcorowa, a pouczająca na pewno jest.
Swoją drogą, tramwaj(*) całkiem nowoczesny :)
Model najnowszy, od niedawna śmigający po mym mieście ;)
Ale ja nie o nowoczesnym transporcie, raczej o doświadczeniach tam nabytych.
Wsiadłam do tramwaju. Ledwie parę osób, miejsca do siedzenia do wyboru, do koloru.....przodem, tyłem, pojedyncze, dwuosobowe.....można wybierać jak w ulęgałkach ;)
No to wybrałam...za chwilę zmieniłam..a co!
W zasięgu mojego wzroku, tylko jedna para młodych ludzi z dziecięciem w wieku ok. 2 lat.
 Rodzina zajęła dwa podwójne siedzenia podzielone przejściem dla pasażerów. Dziecię coś tam po swojemu opowiadało, a rodzice podziwiali jego umiejętności. Zostawiłam ich samym sobie i zatopiłam się we własnych myślach.
Następny przystanek, niewiele zmienił w zaludnieniu. Kolejny....nagle słyszę jakiś harmider....głośną wymianę zdań, która nie bardzo nadaje się do cytowania, bo padały tam inwektywy pod adresem matek interlokutorów. I co widzę? Dyskusja odbywa się pomiędzy dwoma młodymi panami a rodziną z dziecięciem.
Panowie, zdenerwowani przechodzą i zasiadają za moimi plecami. Nie mam zwyczaju podsłuchiwać, ale rozmowę prowadzili w sposób nie skrępowany, na tyle głośny, że mimowolnie, byłam jej uczestnikiem. Dowiedziałam się, że są to bracia Tomasz i Krzysiek ;) Uczestnikiem awantury był Krzysiek, mocno nabzdyczony, nawet wściekły, co głośno prezentował, Tomasz cały czas temperował brata. Co się okazało....pani( ta od dziecka) siedziała w sposób uniemożliwiający im przejście..i Krzysiek zwrócił jej uwagę...no i wywiązała się głośna awantura. Tomasz twierdził, że należało powiedzieć "przepraszam" i byłoby po  sprawie. Na to Krzysiek stwierdził...." a co ku......a, to jakaś księżniczka?, żebym mówił przepraszam?" Panowie dyskutowali zaciekle na temat savoir vivre, kto jak powinien był się zachować w tej sytuacji.
Nadszedł mój przystanek, więc nie wiem, czy przypadkiem nie doszło do rękoczynów między braćmi, bo drastycznie różnili się w ocenie sytuacji ;)
A ja tak sobie myślę, że komunikacja miejska, to nie własny samochód, ani taksówka, więc należy zwracać uwagę na innych uczestników podróży...owszem dbać o własną wygodę, ale w sposób nie utrudniający podróży innym :)


Okazujmy serce, również w komunikacji miejskiej ;)
* Zdjęcie tramwaju, z sieci.
 News z ostatniej chwili...Muniek przytargał mysz-olbrzyma, tak ogromnej, jeszcze nie widziałam!!!
Beata


czwartek, 19 września 2013

...bo tak.

Jak tu nie pisać o jesieni, kiedy trzeba rozpocząć przygotowania do niej. Mieszkam w zabudowie parterowej (czyt. jednorodzinnej ;)), więc nie mogę liczyć, że w kaloryferze, któregoś pięknego dnia, pojawi się gorąca woda i nastąpi ciepło. Żeby tak było, muszę sama o to zadbać. Dziękować niebiosom, ogrzewanie mam gazowe, więc nie muszę się martwić o węgiel, koks czy inne paliwo ;) Ale gazowe, nie znaczy bez problemowe ( koszty pominę milczeniem )......bo taka instalacja wymaga dbania, jak każda inna. Staram się raz w roku sprowadzić fachowca, który dokona przeglądu i czyszczenia pieca. Ze skruchą przyznam, że w zeszłym roku jakoś mi się nie udało......i za to zaniedbanie nastąpiła kara ;) Ponieważ w pewnym momencie zbiornik na wodę rozpoczął wydawanie dźwięków, które początkowo brałam za bzyczenie upierdliwej muchy, bądź komara....hm, trochę czasu mi zabrało, żeby dojść do tego skąd to bzzzzzzyczenie dochodzi. Tym bardziej, że pojawiało się bez żadnego ładu, składu....bywały całe dni zupełnej ciszy. Co tu dużo mówić, śledztwo trwało niemal cały sezon grzewczy i tylko się zastanawiałam gdzie te france ( komar bądź mucha) mają swoją "dziuplę"?, jakoś do głowy mi nie przyszło, że w środku zimy w ogóle trudno o wyżej wymienione.
Kiedy dopadłam prawdziwe źródło dźwięku, na świecie prawie że była wiosna...bzyczenie pojawiało się i znikało...a jak zniknąć nie chciało, to stosowałam metodę, która sprawdzała się na ruskich telewizorach....waliłam pięścią w okolicy bzyczenia....i nie bzyczało :) Ogrzewanie w końcu można było wyłączyć, więc bzyczenie ustało.
Oczywiście podjęłam silne postanowienie, że w okresie letnim zadbam o piec i zbiornik. I się zaczęło...w kwietniu, obiecywałam że w maju.....w maju, że w czerwcu......nooooo wylądowałam we wrześniu. Że tak powiem terminy zaczęły gonić......a i schody się zaczęły....bo poprzedni pan konserwator, albo zmienił telefon, albo zatrudnienie.....więc trzeba było zasięgnąć wiedzy z internetu...
Znalazłam fachowca, co to pozytywne opinie miał...zadzwoniłam....Pan umówił się na wizytę w tym samym dniu.....
Patrzę ja przez okno....a pod dom podjeżdża czarne BMW...lśniące, wymuskane, normalnie "wyczesane" na glanc...a z tego cuda wysiada pan fachowiec..a wiedziałam, że to on, bo był w roboczym "pajacyku" koloru niebiewskiego i miał w ręce olbrzymią skrzynkę narzędziową.
Pan fachowiec dziarsko zabrał się za piec.....sama zasiadłam z książką w fotelu......Lekturę przerwały mi dziwne dźwięki dochodzące spod schodów ( tam znajduje się piec)...dźwięki były typu..."och"...."mmmm"..."aha!"...."o rany!".....nadstawiłam ucha i dopiero usłyszałam...."jak cię odkręcić?"..."no gdzie uciekasz!"..."no to już wiem"...."to tak ci zrobię"......Przez chwilę osłupiałam..........się okazało, że Pan prowadził intensywną konwersację z przeglądanym piecem i z bzyczącą częścią zbiornika. Po ponad 40 minutach zapadła diagnoza : piec jest w porządku, został wyczyszczony, usunięto z jego wnętrza muchy. komary, chrabąszcze(!) A co do bzyczącego ustrojstwa w zbiorniku, należy mu pozwolić bzyczeć, aż się wybzyka zupełnie i dopiero wtedy wymieniać, gdyż koszt wymiany jest spory, a pomimo, że bzyczy, jest sprawny. Objaw wybzyczenia ( czyt.popsucia) będzie taki, że albo nie będę mieć ciepłej wody, albo ogrzewania. I cóż, chwilowo zgodziłam się z tokiem myślenia Pana konserwatora, gdyż ogłoszona przez niego kwota za nową-niebzyczącą wbiła mnie w podłogę.
W tej chwili jestem na etapie szukania zaklęć by ustrojstwo przetrwało jak najdłużej.
Jakiś taki, długachny post mi wyszedł....no to dla wytrwałych, takie coś  pokażę :
Jeśli ktoś spyta..."a skąd taki pomysł"....albo...."a dlaczego takie"....odpowiadam ...A BO TAK ;)
Beata

środa, 18 września 2013

Geometryczne lato :)

Po wczorajszym, płaczącym dniu, za oknem piękne słońce. Pogoda zaprasza na przejażdżkę rowerową :) A ja mam dylemat, czy na rower...czy po urzędach zrobić wycieczkę :(
Cały czas biję się z myślami, chociaż.....urząd nie zając, nie ucieknie, a pogoda, wiadomo kapryśna bywa, więc chyba rower wybiorę. Urząd, na brzydszą aurę zostawię.
Nieuchronnie zbliża się czas ponury, czasami nawet depresyjny, więc trzeba chwytać te słoneczne dni.
"Na tapecie", czyli w szyciu, torby typowo jesienne, ale zanim je zaprezentuję, pokażę etui geometryczne, takie o niczym ;)
Kolory wesołe...
Aplikacje o niczym, ale przyznacie, że "trącają" latem ;)

Życzę Wam dnia tak kolorowego, jak te etui :)
Beata

poniedziałek, 16 września 2013

Happy End :)

"Zgadywajka" dobiegła do mety :)
Pytanie jakie zadałam w konkursie brzmiało ..."co to jest?"
Odpowiedzi były różne i muszę powiedzieć, że był moment, kiedy pomyślałam sobie, że trochę to za trudne wymyśliłam. Nie doceniłam jednak waszej wyobraźni. Trochę trwało, zanim padła prawidłowa odpowiedź, ale Wasze pomysły, na to co może przedstawiać aplikacja, są inspirujące i kto wie czy kiedyś nie wykorzystam ich.
A oto, co przedstawia aplikacja:
Tadammmmm!!!!!
Pierwszą osobą, która nazwała obrazek była Dusia, prowadząca blog Syndrom Kury Domowej. Ona jako pierwsza, w swojej odpowiedzi napisała ......"pióra papużki"...i do niej powędruje ta torebusia:
Jury, czyli ja, miało mały kłopot z przeprowadzeniem losowania drugiej nagrody.Oczywiście nie kłopot z losowaniem, tylko z uwiecznieniem tego wiekopomnego zdarzenia, ponieważ nie było w pobliżu żadnego fotografa i musiałam sama sobie z tym problemem poradzić. Proszę więc o wybaczenie słabości poniższych zdjęć ;)
Najpierw powstały karteczki
Nie ma wśród nich Dusi, która zgarnęła główną nagrodę i jeszcze jednej, ale to za chwilę.
Karteczki powędrowały do maszyny losującej:
Nastąpił moment losowania:


I nagrodę w postaci etui
otrzyma Lidia, prowadząca bloga Życie i szycie  
Jury, obradowało jednoosobowo i podjęło decyzję o przyznaniu nagrody specjalnej dla osoby, która jako pierwsza domyśliła się, że aplikacja, to ptak ( pióra ptaszydła) i tą osobą jest GochaMi prowadząca bloga Pieskie Szycie , a nagroda jest taka:
Nagrodzone dziewczyny proszę o przesłanie swoich adresów na maila: catinabagg@gmail.com
Wszystkim uczestniczkom bardzo dziękuję za udział w zabawie, mam nadzieję, że bawiłyście się równie dobrze jak ja :)
Beata



poniedziałek, 9 września 2013

Wielkomiejsko

Mieszkam na granicy dwóch światów ;)
Dość górnolotnie to zabrzmiało, ale oceńcie sami.
Z jednej strony mam taki widok
Mieszkam w miejscu, które kilkanaście lat temu było wsią.
Pamiętam dzień, kiedy z córką, wybrałyśmy się, obejrzeć nasze nowe miejsce zamieszkania.
Wydawało mi się, że jadę na koniec świata. Wysiadłyśmy z autobusu w zupełnie innym świecie, niż do tej pory żyłyśmy. Po drodze mijałyśmy domy i zagrody(!) wiejskie. Była pełnia lata, przy płotach toczyły się sąsiedzkie rozmowy, czułyśmy na plecach uważne spojrzenia. Panie omawiające jakieś ważne kwestie bytowo-pogodowe, ubrane były w dość swobodny, nie zobowiązujący sposób. Jako że był upał, ich garderoba ograniczała się do halek. Przy sklepie (masło-mydło i powidło) wianuszek mężczyzn, zażywający piwnego chłodu. Po ulicy biegały psy,...." bezpańskie !".... pomyślałam.
Z lekkim przerażeniem przyglądałam się tym "widokom". Wydawało nam się, że od przystanku do domu idziemy prawie godzinę ( faktycznie to ledwie 10 minut). Córka z przerażeniem patrzyła na to wszystko i zadała mi pytanie ...."naprawdę chcesz tu mieszkać?"...W końcu dotarłyśmy do domu, który miał stać się naszym i wszystkie wątpliwości przestały się liczyć.
W dniu przeprowadzki, pod oknami, przemaszerował człowiek, prowadzący kozę na postronku ;)
To było 7 lat temu, teraz ulica nabrała miejskiego sznytu, powstały nowe domy, stare otrzymały nowe tynki...z tego "wiejskiego" obrazka niewiele zostało.......no, bezmiar łąk, został ;)))
Ten wiejski obrazek, to na lewo od mojego domu, bo na prawo.....

mam taki, oto widok. Blokowisko.... szaro-bure...budynki bez polotu. PRL-owska "sztuka" architektury. Tak mało ciekawie wygląda to w dzień...bo wieczorem......nagle nabiera zupełnie innego charakteru. Światła w oknach, dookoła panujący mrok...i .nagle obrazek zaczyna nabierać jakiejś tajemniczości,  jest pełen iluminacji, kolorów. Mrok litościwie przysłania nijakość i bylejakość.
 Niestety, zdjęcia z wieczorowej pory nie zamieszczę, gdyż mój aparat nie jest skłonny upamiętniać takie chwile :(
No i właściwie dopiero teraz dochodzę do tematu dzisiejszego posta. Bo ten wieczorny obrazek blokowiska zainspirował mnie do stworzenia "wielkomiejskiej" aplikacji.

Miasto by night ...pod rozgwieżdżonym  niebem.
Podszewka jest dopełnieniem obrazka
Oczywiście niebo nocą ;)
Jaki morał z tej opowieści ?...... na brzydotę najlepiej patrzeć po ciemku ;)
Beata