Zielona budka pojawiła się jakieś 45 lat temu. Na trawniku, pomiędzy blokiem a starą kamienicą. Zdawało się , że powstała z dnia na dzień. Jednego dnia, zieleń trawy, następnego zieleń budki.
Mimo, że to była konstrukcja drewniana, jej wykonanie było solidne i nawet prezentowała się całkiem sympatycznie. Pomalowana na zielono, zdobywała rzesze fanów ;)
Właścicielką okazała się Pani Maria. Każdego dnia "likwidowała" jedną ścianę budki i powstawał stragan. Początkowo można było u niej kupić ziemniaki, marchew, pietruszkę....podstawowe warzywa.
Z czasem asortyment wzbogacał się. Pani Maria "sprowadziła" na swój stragan jajka, żurek, sprzedawany "na słoiki". Mijały lata, interes rozwijał się. Któregoś dnia za ladą pojawiła się młoda dziewczyna, Okazało się, że to córka Pani Marii, Hanka. Hanka była wówczas, zbuntowaną nastolatką, która toczyła z matką nieustanną wojnę. Matka z córką dawały popisy, niemal teatralne. Kłóciły się tak głośno, że było je słychać w sąsiadujących budynkach ;) Łzy, krzyki, rzucanie warzywami były niemal na porządku dziennym.
I znowu mija kilka lat i za ladą pojawia się młody mężczyzna, mąż Hanki - Boguś. Boguś miał nieco odpychająca aparycję i sposób bycia. Ilekroć robiłam tam zakupy, jako bardzo młoda dziewczyna, robiłam wszystko, żeby nie on mnie obsługiwał. Był wiecznie naburmuszony i wkurzony wymaganiami klientów. Na jakiś czas, młode małżeństwo zniknęło z zielonej budki. Za to Pani Maria chwaliła się wnukami :)
Przez te kilkanaście lat, zielona budka wrosła w krajobraz ulicy, a jej właścicielka stała się, niemal jak rodzina. Stali klienci znali problemy Pani Marii, cieszyli się jej sukcesami a nawet niektórzy podpowiadali, jak rozwinąć działalność. Pani Maria, na takie podpowiedzi, zawsze reagowała jednakowo....."a tam, to już niech se młodzi robią". No i nadszedł czas, kiedy to młodzi objęli w posiadanie zieloną budką a Pani Maria zajęła się wnukami :).
Któregoś dnia gruchnęła informacja, że zielona budka jest zamknięta!!! Ludzie głośno narzekali, że budka przestaje działać, co niektórzy twierdzili, że młodzi tak się "obłowili" na handlu, że zamykają interes i będą leżeć "do góry brzuchami". Okazało się jednak, że w miejscu zielonej budki, powstał nieduży, biały pawilonik. Znacznie ładniejszy i wygodniejszy dla klientów i właścicieli. Od teraz komfort zakupów, znacznie się poprawił. Wchodziło się do pawiloniku, na głowę nie padał deszcze i stanie "w ogonku" nie narażało klientów na przeziębienia. Asortyment oferowany przez Hankę i Bogusia znacznie się zmienił. Obok warzyw, pojawił się chleb, mleko, sery....Jedynym minusem, robienia tam zakupów, były nie ustające kłótnie i zrzędzenia Hanki. Ale ludzie jakoś przywykli do tego specyficznego sposobu bycia właścicieli ;)
Młodzi, stawali się coraz starsi. Budka pomimo, że biała, nadal "nosiła" ksywę "zielona budka". Na pytanie "gdzie idziesz na zakupy?"......"do zielonej budki".
Mijały lata, interes kwitł, pomimo że w okolicy pojawiała się konkurencja.
Kilka lat temu, za ladą stanął młody człowiek, syn Hanki i Bogusia. Zenek z zapałem i wielkim oddaniem zaangażował się w rodzinny interes. Szybko u jego boku pojawiła się żona, Sylwia.
Coraz rzadziej w sklepie można było spotkać "starych" ( Hankę i Bogusia). Któregoś dnia głośno ogłosili, że od teraz szefami sklepu są Zenek i Sylwia.
Młodzi przebudowali pawilonik. Powiększyli go nieco, pojawiły się okna wystawowe zacienione markizami. Przybyło zaplecze. Zenek znacznie wzbogacił asortyment. Można by powiedzieć, że zmienił pawilonik w mini delikatesy. Wprowadził swojskie wędliny, wykroił miejsce na mięso, które u niego zawsze było świeże. Kilka rodzajów sera, pełna paleta jogurtów, piękne warzywa...to wszystko powodowało, że w sklepie zawsze byli klienci. Młodzi zawsze uśmiechnięci, sympatyczni. Nigdy nie kłócili się, czym zjednywali kolejnych klientów.
I nadszedł dzień przewrotu !
Z dnia na dzień, ze sklepu zniknęli młodzi a pojawili się Hanka i Boguś. Z dobrze poinformowanych źródeł wiadomo, że młodzi zbuntowali się. Okazało się bowiem, że we "własnym" sklepie byli wyrobnikami, a wszelkie zyski zgarniała apodyktyczna Hanka. Zenek i Sylwia z cierpliwością znosili jej wtrącanie się w niemal każdy aspekt ich życia, licząc na to, że w końcu matka pozwoli im usamodzielnić się i w pełni zarządzać interesem. Jak widać zabrakło im cierpliwości.
A jak wygląda sklep pod rządami Hanki i Bogusia? No cóż.....zniknęły wędliny, nie ma już mięsa, ilość jogurtów znacznie ograniczona, warzywa jakoś straciły na świeżości. "Za ladę" wróciły kłótnie i awantury.
Jaki morał z tej opowieści płynie? Sztuką jest "oddanie pola" młodym.
Beata
Tak to wielka sztuka, a " starzy" kochają przerządzać. A ja akceptuję decyzje moich dorosłych dzieci i jest mi z tym dobrze( im chyba też).
OdpowiedzUsuńMłodzi inaczej patrzą na świat i trzeba umieć to zaakceptować :)
Usuńale ludzie to .... szkoda gadać. Wpier*** się mimo że nic im do tego, zamiast sami sie ruszyć coś zrobić lepiej kogoś tępić zgnoić.
OdpowiedzUsuńOni uważają, że wiedzą lepiej. Trudno im się pogodzić z nowymi rządami młodych....
UsuńZa chwilę i tak zmiecie ich kolejna Biedronka, czy Lidl...
OdpowiedzUsuńMasz rację, to wielka sztuka zobaczyć w swoich dzieciach dorosłych i puścić ich wolno.
Zgadzam się w 100 %
UsuńNiestety nie wszyscy tę sztukę posiadają. A swoim zachowaniem, "starzy" mogą spowodować upadek tego osiedlowego sklepiku, mimo że do tej pory opierał się wszelkim sieciówkom :)
UsuńNa mojej wsi powstała biedronka, na początku trochę się właściciele mniejszych sklepików obawiali ... okazało się, że niektórym biedronka nie tylko nie zaszkodziła ale jeszcze przysporzyła nowych klientów, bo elastyczni przywiozą z hurtowni na zamówienie masło, jogurty, mleko, warzywa i owoce, zorganizowali miejsce na świeże mięso. Ogonek dłuuuugi. I ludzie wybaczą, że sklep "otwiera się" między 10 a 11 jak właściciel wróci z hurtowni ze świeżym towarem :))
UsuńMoje dzieci są jeszcze małe, ale i im trzeba pozwolić na własne życie i popełnianie błędów, z których wyciągną wnioski na przyszłość.
Witam w swoich progach :)
UsuńProwadzone z głową, takie małe "sklepiki", mają rację bytu.
Dzieciom, trzeba dać możliwość popełniania błędów, bo najlepiej człek uczy się na swoich błędach.Obserwować, czasami podać pomocną dłoń, ale dać im szansę samodzielnego myślenia.
tak trzeba umieć ustapic młodszym ;)
OdpowiedzUsuńKiedy młodzi zaczynają "rządzić", trzeba mieć dla siebie "plan awaryjny" ;)))
Usuńbo trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść! szkoda, że tak kończy sie ta historia...los bywa przewrotny i może młodzi znowu wrócą i coś fajnego zrobią?
OdpowiedzUsuńSama jestem ciekawa, może "starzy" jednak zrozumieją?...chociaż trochę powątpiewam.
UsuńObawiam się ,że lada moment "zielona budka" moze zostać zamknięta na wieki. Niektórzy ludzie to naprawdę totalne betony.
OdpowiedzUsuńSzkoda.
Szkoda,bo młodzi fajnie sobie radzili :)
UsuńCiężka to sztuka oddać rodzinny "biznes" i równie ciężka przejąć...
OdpowiedzUsuńPowolutku to zaczynamy przerabiać...
Trudny to proces.ale nieunikniony przecież. Tylko od nas zależy jak przebiegnie :)
UsuńOby jak najlżej ;)
UsuńOdwieczne problemy: brak porozumienia między pokoleniami, a może tylko miłości i tolerancji?
OdpowiedzUsuńNajtrudniej o tą tolerancję.a dzieciom, po prostu, trzeba dać oddychać :)
UsuńSzkoda mlodych, bo wiele pracy wlozyli aby ten biznes krecil sie lepiej.
OdpowiedzUsuńWszyscy klienci żałują, że tak to się skończyło.
Usuń