Spodobała Ci się któraś z moich toreb?
Chciałabyś mieć torbę wyjątkową, niebanalną ?
Napisz :catinabagg@gmail.com
Kto pyta, nie błądzi :)

piątek, 11 października 2013

Nie mogę być kominiarzem

W wielu robotach domowych, jestem samowystarczalna...tak się pochwalę. Oczywiście nie mam tu na myśli robót typu sprzątanie, zmywanie, wycieranie, odkurzanie....itp, bo to jest jakby oczywiste i nie ma co się chwalić takimi "zdolnościami". Te "roboty domowe" to prace, do których większy talent wykazują mężczyźni, czyli...przyklejanie płytek, fugowanie, malowanie, tapetowanie....
Jednak są zajęcia, do których mus zawołać mężczyznę-specjalistę.
Od jakiegoś czasu, przeciekał mi dach. Żeby nie było łatwo, przeciekał w bardzo określonych sytuacjach, tylko wtedy gdy deszcz zacinał od południowej strony. Takie deszcze nie są sprawą częstą, a do takich wniosków doszłam kontrolując zachowanie się zacieku na suficie, przy okazji każdego opadu. Deszcze mają to do siebie, że najczęściej walą w okna od strony zachodniej. Tak więc mokry sufit bywał niezmiernie rzadko...i nawet czasami myślałam, że dach uległ samo naprawieniu (?).
Rzadkość zjawiska spowodowała, że moja czujność została nieco uśpiona i któregoś dnia mogłam obserwować piękny wodospad, spadający z hukiem...no dobra...z delikatnym szumem, tworzący malowniczą abstrakcję na tle okna...hm. Ręczniki, ścierki i wszelkie materie zostały ułożone na parapecie..a ja modły zanosiłam do niebios..o suszę.
Była to dosyć przykra nauczka i zmobilizowała mnie do podjęcia bardziej stanowczych kroków.
Jak to z fachowcami... najlepiej znaleźć jakiegoś sprawdzonego. Jeden sprawdzony, okazał się nie słowny.
Zdobyłam telefon, innego polecanego fachowca...pan przyjechał obejrzeć front robót.
I tu odezwał się mój lęk wysokości, niemal na zawał nie zeszłam. Pan Dekarz wylazł na dach przez okienko montażowe ( zdaje się tak to nazwał)..i hasał po nim, bez jakichkolwiek zabezpieczeń...a dach mam nie płaski..ale spadzisty..a nawet dosyć spadzisty, sam fachowiec tak to określił. Ja na dole, wgapiałam się w wyczyny dekarza i zaklinałam w duchu.."nie potknij się!, nie potknij się!....". Ja na ziemi.... a serce jakoś tak w gardle sobie miejsce znalazło i nie bardzo umiałam podtrzymywać konwersację  na temat przyczyn nieszczelności.
Matko droga!!! przypomniały mi się sny, w których spadałam w przepaść.....  i zamiast gadać z Panem Dekarzem, miałam ochotę rozedrzeć się ...że tak powiem, w jego imieniu.
Diagnoza została postawiona, wczoraj ekipa przyjechała"zasmarować" jakieś niewielkie uszkodzenia....a ja nosa z chałupy nie wyściubiłam, żeby nie przeżywać chwil grozy.
Nie nadaję się na dekarza..na kominiarza też nie.
Beata

21 komentarzy:

  1. Ja juz na drabinie mam miekkie nogi, a na spadzisty (bardzo spadzisty) dach pewnie bym i wlazla, tylko do zejscia trzeba byloby dzwig sprowadzac. Jak ja sie ciesze, ze mieszkam na parterze, przynajmniej nie boje sie przez okno wygladac.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lęk wysokości ujawnił się u mnie z wiekiem...jako młode dziewczę nie miałam z tym problemu. Teraz mam poważne z włażeniem po drabinie...brrrrr.

      Usuń
  2. o z takim podejściem do sprawy to faktycznie nie bardzo się nadajesz;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety...ale w końcu nie wszystko człowiek musi umieć ;)

      Usuń
  3. Pan Dekarz nie ma lęku wysokości, dlatego więc myka po dachu niczym kot ;)
    Nie powiem, też nie wybrałabym tego zawodu, lęku wysokości wielkiego nie mam, ale kiedyś wdrapałam się na latarnię w Gąskach i przez chwilę stałam przy samym murze, tak wysoko było.
    Deszcze południowe potrafią zaskoczyć, oj potrafią. W zeszłym roku woda wdarła się do pokoju w domu rodziców. Przez jakąś szczelinę w drzwiach balkonowych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo te południowe deszcze bardzo natarczywe i obfite są ;)

      Usuń
  4. Mój mąż, mający od dzwien dawna ogromny lek wysokości, zmusza sie do robienia rzeczy na wysokościach, w ten sposób lecząc ów lęk. A poza tym wychodzi z założenia, że ktos musi to zrobić. Nie ma na kogo zwalic, więc robi sam nawet to, czego nie cierpi. A ja, która nie mam lęku wysokosci nabieram go, patrzac na mego męza, gdy smiga po dachu!:-))
    A propos Twojego dachu, to dobrze byłoby by sobie w spokoju wysechł. By nie lało. A tymczasem my wołamy teraz o deszcz, bo u nas susza niemozliwa!
    Uściski zasyłam serdeczne!:-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój lęk wysokości, niby nie jakiś ogromny, bo okna umyję, chociaż w dół nie patrzę...ale na drugim szczeblu drabiny zaczynam odczuwać poważne drżenie łydek i z wieszaniem firanek mam problem :(
      Olu, to Wam życzę deszczu a sobie posuchy :)
      Pozdrawiam serdecznie :))

      Usuń
  5. A ja kiedyś miałam koszmarny lęk wysokości. Nie mogłam chodzić po górach a na wyciągach narciarskich przeżywałam koszmar, który mi zatruwał przyjemność z jeżdżenia na nartach. Teraz jest lepiej, może to rzeczywiście lata ćwiczeń i zmuszania się do nie rezygnacji z aktywności... Jednak rozumiem Cię!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty wypracowałaś w sobie swego rodzaju odporność na wysokość...a ja na stare lata robię się coraz bardziej strachliwa ;)

      Usuń
    2. ja się strasznie cieszę, że mi to minęło, bo to był koszmar!

      Buziaki!

      Usuń
  6. ja tez sie nie nadaje na dekarza i kominiarza, zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. dobrze, że Pan nie potrzebował pomocy i nie musiałaś wchodzić na dach, wtedy to by się działo:P
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takiej opcji, to ja w ogóle nie brałam pod uwagę !!! :)

      Usuń
  8. He, he jak się wjeżdża na Monte Casino to też jest niezła jazda. Babki piszczą w autokarze, jak myszy. Zjad nie jest nic lepszy. W sumie to nie wiem, bo po dachu dawno nie łaziłam, ale nie kręci mi się w łepetynce, jak zerkam ze swoich wysokości. Jak mieszkałam na 15 piętrze miałam taka suszarkę na pranie za oknem i musiałam się do połowy wychylić, żeby wywiesić. Ale co innego stać na drabinie lub wysoko na dachu bez zabezpieczenia chyba nie będę sprawdzać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z Monte Casino, nie miałam problemu, w każdym razie nie piszczałam ;) (cholewka, ale młodsza byłam).....ale z drabiną mam poważny i nie znoszę włazić na strych! Spacer po dachu, to zdecydowanie nie moja bajka ;)

      Usuń
  9. Ooooooo to ja też mam lęk wysokości...
    Też bym nie patrzała na dach i ekipę.
    Ponoć można się powolutku przyzwyczaić, ale jakoś nie mam chęci na próby :-)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przecież nie ma ludzi doskonałych ;), więc ten jeden mankament możemy posiadać ;))))

      Usuń
  10. Na lazacych po dachach patrzec moge bez obaw i serce nie podchodzi mi do gardla, natomiast gdybym znalazla sie w odwrotnej sytuacji byloby duzo gorzej:)
    Nie wiem czy cos sie zmienia z wiekiem, ja mam tak od zawsze:)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wizytę i cieszę się, że zainteresował Cię mój wpis.
Pozdrawiam Beata :)