Moje dzieciństwo, przypadło na okres "kwitnącego" socjalizmu.
Szarość na ulicach, szarość albo pustki na półkach sklepowych.
W tamtych czasach, nawet kredki były szare! Komplet składający się z 12 kolorów, był szczytem marzeń.
W tym temacie, wykazała się siostra mojego taty. Miałam 8-9 lat, kiedy przywiozła mi z Jugosławii (kiedyś był taki kraj ;)) komplet
kredek, a było ich 48!!!!
To zdjęcie z netu, ale tak właśnie wyglądały moje ukochane kredki :)
Zapakowane w piękne, metalowe pudełko.
Strzegłam ich jak oka w głowie i do szkoły nie nosiłam !!!!! Jeszcze w
liceum korzystałam z niektórych kolorów, pomimo, że ledwie mogłam je
utrzymać w dłoni. Takie były malutkie,"wystrugane". W tym komplecie była
nawet biała kredka.....cóż to był za dziw ! Te kredki, leżały w otwartym pudełku a ja napawałam się ich kolorami. Wyglądały jak tęcza, równiutko ułożone jedna, obok drugiej. Ilość odcieni przyprawiała o zawrót głowy :)
Swoje pierwsze mazaki, szczyt dziecięcych marzeń, otrzymałam od wujka, który służbowo jeździł za granicę. Nie pamiętam skąd te mazaki przywiózł, ale zrobił mi nieziemską frajdę !
Mazaków było w komplecie 24 szt...normalnie czad!!!!! Wyobrażacie sobie ?....tam był kolor pomarańczowy (!), różowy (!), fioletowy (!)...a najbardziej utkwił mi w pamięci zielony, taki "wściekły",walący po oczach, zielony kolor ;)
Nie mogłam opędzić się od chętnych do pożyczania ;) Przez chwilę byłam nawet klasową królową.... ha ha ha. Oczywiście, po pierwszym szaleństwie, ograniczyłam ich używanie, żeby oszczędzać ! Cóż to była za głupota, bo zaczęły wysychać. Metodą na to, było wlanie odrobiny spirytusu salicylowego. Pachniały ciekawie i na jakiś czas odzyskiwały sprawność. Ich żywot nie był długi..ale długo leżały, takie wyschnięte i bezużyteczne, na moim biurku, nie umiałam się z nimi rozstać !!!
Jak ja zazdrościłam, tym dzieciom "za granicą", że mogą kupić w sklepie takie cuda!
Kilka słów o modzie ;)
Z Jugosławii, a może z Zakopanego? - pamięć płata figle, przyjechały białe kierpce !!!!!
Zdjęcie oczywiście z netu .....
No cóż..ponosiłam je ledwie jedno lato.....mimo, że na początku wpychałam w nie watę, bo były za duże, jesienią były już za małe ;( Tak szybko mi nożyska rosły!!! Cierpiałam straszliwie z tego powodu! I te kierpce też przez kilka lat leżały, bo nie chciałam ich nikomu "przekazać", ani tym bardziej nie pozwalałam mamie wyrzucić.
W tamtych latach te trzy rzeczy, były moimi jedynymi łącznikami z wielkim światem.
Dla mnie te mazaki, kredki i kierpce były wyrazem luksusu, jedynego luksusu !
Beata
PS. Wszystkich uczestników mojej zabawy serdecznie pozdrawiam.
A nie zapisanym, przypominam o Liście do Mikołaja
Ja tez mialam kierpce, ale nie biale, takie zwykle, w kolorze skory. Do Lodzi zjezdzali sie gorale (!) i sprzedawali swoje wyroby. Kredki 24-kolorowe mialam tez i to... polskie, ale na eksport. Tak, tak, mielismy rowniez doskonale wyroby, ale nie dla Polakow. Mama pracowala w zjednoczeniu papierniczym, wiec trafialy do mnie "odrzuty" eksportowe, nie do kupienia w sklepach. Sama powiedz, czy to nie jakis paradoks?
OdpowiedzUsuńKiedy ktos mi przywiozl z zagranicy taki gruby wielokolorowy dlugopis (nawet zolty w nim byl), cala klasa mi zazdroscila. Czlowiek cieszyl sie drobiazgani i cholubil je jak jakis skarb.
O to miałaś dobrze z tymi odrzutami ;)......Tylko mi nie mów, że te moje kredki z Jugosławii , były tak naprawdę z Polski. Bo legnie w gruzach moje cudowne wspomnienie posiadania zagramanicznych kredek !!!!
UsuńChyba nie, bo moje byly w takim kartonowym pudelku. Zreszta zobacz, powinno gdzies stac Made in...
UsuńPanterko, te kredki to już tylko w mojej pamięci ;)
UsuńPamiętam, że pudełko było czaderskie i tylko tyle ;)
wiesz takie rarytaski super było mieć , pamietam jak wujek pokazywał mi jak wyczarować inne kolory mając 4 kredki żółta czerwoną niebieska ;))) wtedy dzieci doceniały to co miały , a nie tak jak teraz ...takie czasy ;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
To prawda. Tamte czasy uczyły wyobraźni, bo wiele rzeczy trzeba było sobie wyobrazić....
UsuńA dal mnie prawdziwym skarbem stała się Encyklopedia PWN- u i słownik ang.polski, które to kuzyn- kierowca ciężarówki zdobył gdzieś w kraju!!
OdpowiedzUsuńI to są wspomnienia!
Kredki miałam od przedszkola, ale polskie 12 kolorów, a malowanie pozostało mi do dziś:-)
I takie drobiazgi, potrafiły cieszyć, dzisiaj "trzeba" dać dziecku wypasionego laptopa, dopiero wtedy będzie zadowolone :)
UsuńZnam te rzeczy znam :-)))
OdpowiedzUsuńWszystkie trzy, wtedy to faktycznie były luksusy :-)
Jak niewiele trzeba było, żeby poczuć się luksusowo ;)
UsuńI ja miałam takie kredki, kochałam je jak Ty, Beato. Potem rodzina z Niemiec dała mi taką mówiącą lalkę, naciskało się guzik, a ona wtedy po niemiecku mówiła parę słów. Jaką ja miałam radość! Nie mogłam jej niestety nosić do szkoły i bardzo żałowałam.
OdpowiedzUsuńEch, to były czasy..
Potem już w starszej klasie podstawówki miałam niemieckie dżinsy - dzwony - to był dopiero szał! :))
Taka mówiąca lalka, to moje nie spełnione marzenie ;)
UsuńNiemieckie dżinsy...no to było COŚ !!!
A ja piamiętam sukienki od cioci z Ameryki... co prawda nosiłam je po latach od przysłania... bo były przysyłane dla mojej dużo starszej siostry... ale były zagraniczne ;)
OdpowiedzUsuńKredek nie miałam takich... ani innych rarytasów tego typu...
Noooo, ale sukienki zagramaniczne miałaś!!!
UsuńOpowiadam czasem córce, jak mój tata przywoził całe stosy czekolad z za granicy, które miały starczyć na jakiś czas. Nie tak jak teraz. Pisaki, ach, każdy chciał je mieć i ten numer ze spirytusem.....
OdpowiedzUsuńWielkim "szacunkiem" były otoczone te rzeczy ;)
UsuńJa miałam pisaki z NRD, gdzie moja babcia jeździła na zakupy. Nawet kiedyś przywiozła mi piórnik, taki kolorowy z materiału. Co to była za radość.....i te cytrusy przywiezione przy okazji. Z banana wyjadałam nawet białą otoczkę na skórce taki to był rarytas. Teraz banany leżą aż się czarne zrobią, cytrusy wyschną, bo się obrać nie chce. Takie czasy.
OdpowiedzUsuńNooo...cytryna zdobyta na święta!!!, to był przysmak :)
UsuńTo miałaś "bajeranckie" rzeczy w dzieciństwie :) Kredki w metalowym pudełku, to było coś. Ja takich nie miałam. Ale, że moje dzieciństwo przypadło na rozkwit gospodarczy epoki gierkowskiej, to wielokolorowe kredki maiłam i to łącznie z białą :)) Z pisakami bywało gorzej. Cztery podstawowe kolory to bywały bez problemu dostępne, a takie 24-częściowe były przedmiotem naszej zazdrości, jak ktoś je miał.
OdpowiedzUsuńAleż to były czasy......teraz żaden "mazak" nie zachwyci dzieciaka ;)
UsuńJa przypadłam na późny socjalizm i chińskie gadżety czyli pachnące gumki do ścierania czy takie prostokątne piórniki na magnes, były nawet dwustronne! Wystane w kolejce, ale jaki to był cud nad cudy! Zapach kolorowych gumek do ścierania pamiętam do dzisiaj ...
OdpowiedzUsuńPachnące gumki też pamiętam :)...kupowałam swoim dzieciom.
Usuńoch jak mnie podobają się te kierpce! nie chodziłabym w nich, ale świetne są:)
OdpowiedzUsuńA ja chodziłam i co dzień oglądałam czy przypadkiem nie zdarłam białej farby ;)
OdpowiedzUsuń