Wybierałam się...trochę jak sójka za morze....
Najpierw, to miała być środa...ale się zmaściło. No to pomyślałam...może czwartek?...W czwartek, prace dodatkowe uziemiły mnie w domu. No to już nie planując specjalnie.....nastawiłam się jednak na piątek ;)
Trochę mnie przestraszyły prognozy...bo od wczorajszego wieczora, trąbili na wszystkich kanałach telewizyjnych i radiowych o wietrzysku!
Rano telefon...u mnie jakoś spokojnie...tam też wiatr nie tak dokuczliwy, jak zapowiadali. No to w drogę....Z tym, że najpierw samochód musiałam "odkuć" z lodu, bo wziął i zamarzł przez noc, stacja benzynowa.....gps-podpowiadacz i na trasę wyruszyłam.
Jadę sobie i zastanawiam się gdzie te meteorologi wiatr 100-kilometrowy wypatrzyli...cisza, spokój...w autku cieplutko...trochę głowa dawała o sobie znać, więc ciśnieniowe spadki prawidłowo przewidzieli. I tak sobie jadę, jadę, jadę...aż nagle, samochody przede mną zwalniają...myślałam, że jakieś prace drogowe, bo grudzień, to jak najbardziej odpowiedni czas, na rozkładanie nowego asfaltu.
I w jakim ciężkim szoku byłam, gdy okazało się, że te zwalniające pojazdy, właśnie wjeżdżają na lodowisko!!! I się zaczęło....żeby nie wywijać piruetów ( bo jazda figurowa na lodzie, to nie jest moja najmocniejsza strona) na liczniku nie więcej niż 20 km/godz., a i to były momenty, gdy wydawało mi się, że zbyt szarżuję! Żabka wyposażona w zimowe obuwie, a tak naprawdę, to bardziej łyżwy by się tam przydały ;) Ciężarówy, ciężko sapały, nie mogąc wspiąć się, nawet pod niewielkie wzniesienie. Panowie szoferzy, z łopatami latali po zamarzniętych polach, próbując zdobyć, chociaż odrobinę ziemi, co by podsypać pod koła. Zatrzymanie samochodu, mogło spowodować, że sama latałbym po polu w podobnych celach, tylko że łopaty nie wożę ( może należałoby?)....Tak więc slalom gigant pomiędzy ciężarówkami,popełniali wszyscy pozostali użytkownicy drogi. Odcinek 15 km. pokonałam w zawrotnym czasie...40 minut. Po tych ekwilibrystykach dotarłam do celu.
Spytacie gdzie tak pędziłam?....
Do Ilonki oczywiści ! Jak się wejdzie do Ilonki, to jakby człowiek znalazł się w bezmiarze ciepła..i nie chodzi o ciepło kaloryferów!...Przy kawie i cytrynowej babce zaczęłyśmy...gadać i gadać i gadać :) Czas zasuwał jak oszalały.....
Dane mi było poznać jeszcze jedną sympatyczną, ciepłą, niemal jak z bajki, osobę....Olgę Jawor. To była telefoniczna rozmowa, "telefoniczne poznanie" ale jakże miłe....
Czas był nieubłagany, zaczęłam zbierać się w drogę powrotną.............i się zaczęło !
Zostałam zasypana prezentami !!!!!.....Otrzymałam ogromną, piękną "gwiazdę betlejemską".
W Ilonkowej pracowni "Kurnik Sztuki", mogłam wybrać sobie bombkę, wykonaną przez Ilonkę i dachówkę.....
W tej dachówce, zakochałam się od pierwszego wejrzenia, jeszcze na blogu u Ilonki. Bombka jest urocza...z aniołkami :)
I muszę się przyznać, do jeszcze jednego....."wydębiłam" !!!! jeszcze jedną dachówkę, Tłumaczy mnie tylko jedno....Ilonka chciała ją wywalić !!!!!, bo ponoć, to pierwsza jej próba "dachówkowa"....no ale jak można wywalać taką rzecz?..no jak można!!!!
Tak obdarowana, zapakowałam się w Żabkę...i rozpoczęłam powrót do domu..... Z tym, że aura zupełnie się zmieniła....u Ilonki wyginało drzewa, drzwi od samochodu niemal wyrwało z zawiasów !!!!....Trochę się bałam lodowiska, bo w połączeniu z tym wiatrem, mogło się okazać, że Żabka nie tylko jeździ..... ale też fruwa!!!!
Jednak tym razem, panowie drogowcy, stanęli na wysokości zadania i ślizgawicy już nie było...ale z wiatrem sobie nie poradzili ;)...pizgało tak, że wszystkie siły wytężałam, żeby utrzymać kierownicę.
A teraz siedzę sobie w domku...za oknem świszcze, gwiżdże, wyje......a ja wspominam te chwile spędzone u Ilonki i rozmowę z Olgą......i dekoruję swoją chałupkę przywiezionymi prezentami.
Takiego Mikołaja nigdy nie miałam!!!!!!!
Beata
Takiego Mikołaja każdemu życzyć :)
OdpowiedzUsuńA i aniołki się dołożyły do szczęśliwej podróży :)
Oj tak...opatrzność czuwała ;)
UsuńW tym samym czasie post opublikowaliśmy.....telepatia ? z tym że jak tak fajnie nie popisałam :( nie mam weny ....
OdpowiedzUsuńJa też ciepło wspominam ....i kiedy się widzimy ?
Buziaki :)
Pewnie, że telepatia :)))))
UsuńW wizytach jest 2:1 dla mnie :)...więc może się Ty wybierzesz do świętego miasta ;)))
Buziaki :)
Fajnie, że się spotkałyście i mimo niesprzyjających warunków, Twoja podróż szczęśliwie się zakończyła. Żabki górą :))
OdpowiedzUsuńSzczerze powiedziawszy, nie bardzo wierzyłam w te zapowiedzi pogodowe, bo czasami bajki opowiadają....a tym razem się sprawdziło....wizyta była przecudna :)
UsuńTo się nazywa Mikołaj pozdrawiam Dusia
OdpowiedzUsuńDo Ciebie też jeszcze przyjdzie :)
UsuńZazdroszczę prezentów ale drogi z przygodami juz nie...Horror i u mnie wieje i wieje a ja siedzę w niedogrzanym domu bo w pieco-kuchni nie palę ze względu na elektryczną pompę...
OdpowiedzUsuńTeraz mogę z uśmiechem opowiadać o drodze :), bo już mam ją za sobą :) Własne ogrzewanie to jednak poważny kłopot...wiem coś o tym.
UsuńBeatko, jestes niezwykle odwazna, ze wybralas sie w ogole w droge w tak niepewna pogode i wbrew ostrzezeniom, zeby nie opuszczac domostw. Ja bym sie bala, ale ja z natury strachliwa jestem.
OdpowiedzUsuńPieknymi prezentami sie wymienilyscie z Ilonka.
Tak naprawdę, to dopiero teraz widzę swoją odwagę...bo gwiżdże, świszcze, drzewka mi chce wyrwać, no i mam za sobą pierwsze odśnieżanie ;(((, bo śniegu mi do kolan nawiało pod drzwiami,:(((((
UsuńU mnie też pizga, ale jak!!! Wczoraj nic tego nie zapowiadało, miasto stoi w korkach. I do mnie przyszedł Mikołaj, ale bez dachówki:)
OdpowiedzUsuńMasakra jakaś...nawet burza była !!!!
UsuńOj u mnie to nawet prąd mi skradł ten wicher! Dopiero co dostarczyli od nowa:)
OdpowiedzUsuńNo i gratuluję odwagi... ja bym dziś nie ruszyła sie z domu!
Oj nie było bezpiecznie, nie było. dobrze, ze szczęsliwie dojechałaś :)
Z beztroską pewną powiem...."kto nie ryzykuje, ten nie jedzie"...;) ale mogę sobie na to pozwolić, siedząc w ciepłym domku :)
Usuńno fakt :) Dziś ja tyż pojechałam i zasypało mnie całkiem na biało ;)
UsuńDobry wieczór Beatko! Znowu mam internet! Nie wiem, czy juz zostanie, czy znowu go licho weźmie, bo wichura nadal jest straszna!Tak czy siak, póki mam łaczność, szybciutko napisze, że ta dzisiejsza rozmowa telefoniczna z Toba i Ilonką były moim magicznym, radosnym prezentem mikołajkowym. Wszak nie tylko materialne prezenty sie licza, prawda? Ciepło mi na sercu jak o Was obu dziewczyny pomysle. I w ogóle mi ciepło, bo właśnie aspiryna zaczęłą mnie rozgrzewać.
OdpowiedzUsuńCałusy serdeczne ślę z mojego białego końca świata!:-)))
Olu Dobry wieczór Olu :)
UsuńOch, jak my jesteśmy uzależnieni od tej techniki ;)....ale gdyby nie ona, to nie poznałabym Ciebie i Ilonki.....Olu rozmowa z Tobą, dała mi wiele radości!!!!
Kuruj się kochana!!!!!....albo w poniedziałek do doktora!!!!
U mnie też biało się zrobiło...i z łopatą latałam ;(
Buziaki wysyłam, ze swojego końca świata !! ;))
Oj dziewczyny, jak ja wam zazdroszcze spotkania. Dobrze, ze mieszkacie dosc blisko siebie wiec pewnie tych spotkan bedzie wiecej.
OdpowiedzUsuńMikolaj spisal sie na medal - pozdowienia odwazna dziewczyno:)
Te 50 km. w obecnych czasach, to żadna odległość :)
UsuńTo się wybrała Waćpanna! W piątek u nas od rana była jazda bez trzymanki. Ale dobrze, że się wszytko szczęśliwie skończyło no i taki Mikołaj!
OdpowiedzUsuńDopiero wieczorem, zrozumiałam co wyczyniłam ;)...jak za oknem mały koniec świata obserwowałam !!!
UsuńOdważna z Ciebie kobitka:) Super, że spotkanie udane no i jakie prezenty masz, tylko pozazdrościć:)
OdpowiedzUsuń